Nudny, mało ciekawy i cienki fabularnie. Nawet nie ma w nim widowiskowych akcji. Końcowa walka to jedno wielkie drewno. Po 40 minutach walczyłem żeby nie usnąć, bo nagle film zrobił się całkowicie nijaki. W kinie na wielkiej sali były tylko dwie osoby łącznie ze mną. Zdecydowanie za długi i męczący.
Tęsknię za czasami, gdy sercem i duchem (hehe) Pogromców duchów była dynamika między tytułowymi postaciami przypominająca Gang Olsena, aniżeli sranie na ekranie Marvelopodobną "pompą" i pierdzielionem nawiązań do zabawek Kennera, o których pamiętają tylko amerykańscy millennialsi.
Filmu jeszcze nie widziałem, ale widziałem Afterlife. Z materiałów promocyjnych mam wrażenie, że to samo, tyle że z akcją w NY i bez zwłok Harolda Ramisa zawieszonych na sznurkach i wprawianych w ruch jak jakiegoś Bogu ducha (hehe) winnego Muppeta.