Do obejrzenia koniecznie z pierwszą częścią "Jean de Florette", No i zniewalająca Emanuelle Beart.
Właściwie trudno w tym przypadku mówić o kontynuacji. Po prostu to cześć druga całej opowieści. Bez pierwszej nie zrozumiemy w pełni drugiej, jak również bez drugiej nie będzie właściwego dopełnienia całej historii. A właśnie finał jest tu najciekawszy. Moim zdaniem część o "Manon" jest lepsza od części o "Jeanie", bo jest w niej dużo większy ładunek emocji. Cesar, który przez cały czas jest obecny, ale stoi niejako na uboczu, okazuje się być najważniejszą postacią filmu. Jego "antyczny" tragizm jest wręcz wzruszający i stanowi chyba najważniejszy akcent całej historii.
Efekt obsadzenia Ivesa Montanda w roli Cesara. Kreacja, jaką tworzy przywołuje (przynajmniej u mnie) zgoła skrajne uczucia, od złości po współczucie.