Wchodzisz w ten film jak w rzekę - wszystko jest organicznie spójne: twarze, gesty, ubrania, muzyka, rytuały, zwierzęta, wyprawa przez góry... A jednocześnie nie ma tu paraliżu etnografią czy dokumentem, który niejeden już film sprowadził do sztucznego dodatku do pięknych zdjęć natury i bogactwa lokalnych tradycji. Jest za to dramatyczna, inicjacyjna, bez nuty fałszu opowiedziana historia. Snuje ją, a właściwie wywołuje starzec, który pragnie swego wnuka wtajemniczyć w sztukę bycia przewodnikiem wspólnoty. A każdy wódz zaczyna od nieposłuszeństwa...